12 listopada 2006

10 powodów mojego uzależnienia od Battlestar Galactica


Istnieją nieliczne produkcje telewizyjne, których urok zmusza mnie wprost do pochłaniania każdej kolejnej ekranowej godziny z otwartymi ustami. Współczesny remake niezbyt udanego serialu z lat 70tych zalicza się właśnie do tej kategorii. Co składa się na taką magnetyczność serialu? Oto moja, całkiem subiektywna lista:

1. Wielopłaszczyznowość - odświeżające w tym serialu jest to, że wydaje nam się, iż oglądamy po prostu ładnych ludzi latających w statkach kosmicznych nawiedzanych przez "babki w czerwonych kieckach", a tak na prawdę zaserwowane mamy tematy polityczne (okupacja, kampanie i manipulacje wyborcze), czy nawet religijne - patrz wiara Cylonów w jednego Boga i politeistyczna religia Kolonistów. Co więcej, nie jesteśmy przytłoczeni tymi problemami, tylko rozpatrywane są one w nienużącym tle.

2. Powrót do korzeni gatunku - w zasadzie produkcjke z gatunku s-f rzadko kiedy miały po prostu pokazywać co by było gdyby. Były one w istocie kamuflarzem do komentowania współczesności i z tego zadania doskonale wywiązują się scenarzyści. Niezmiernie podobał mi się odcinek o aborcji, chociaż nie wiem, czy spodobał by się obecnej grupie trzymająceh władzę.

3. Muzyka - no cóż, tu muszę poczynić jedno zastrzeżenie. W próżni nic nie słychać, a tu poza świetnie-dynamicznymi bębnami mamy również ryk silników i huk wystrzałów. A poza tym, oryginalne kompozycje zagęszczają atmosferę serialu, jednocześnie nie będąc na tyle patetycznymi by śmieszyć.

4. Mitologia - przygodnego widza może to odstraszać, ale kiedy jest się wrzucony w świat naszpikowany przekonaniami i wierzeniami, bądź różnymi postawami w stosunku do nich, to fabuła zyskuje na wiarygodności. W przeciwieństwie do wypranych ideologicznie Star Treków tutaj mamy wrażenie, że historia przedstawiona jest tylko cząstką, a nie jedyną słuszną całością.

5. Efekty specjalne - są ważne w każdej produkcji S-F. Są oczywiście na poziomie, ale nie determinują serialu, jak to miało miejsce w Star Trek: Voyager. Gdy trzeba to są, kiedy nie to nie. I o to chodzi.

6. Akcja - tego nigdy za wiele. W Battlestar Galactica zwroty fabuły następują co każde 5 minut albo częściej. Definitywnie oglądając ten serial nie można wyjść na chwilę zrobić sobie herbaty, licząc żę nadrobimy zwroty w akcji, bo możemy się niemiłosiernie zawieść.


7. Poszanowanie dla widza - w przeciwieństwie do równie nacechowanego dynamiką Lost'a "tutejsi" scenarzyści potrafią zamknąć fabułę odcinka zostawiając widza w fantastycznym poczuciu spełnienia z ochotą na więcej. Oglądający po prostu nie jest znudzony przeciągającym się rozszyfrowaniem zagadki.

8. Postaci - przechodzimy do zalet serialu z kategorii "ciężki kaliber". Uwielbiam, kiedy żaden bohater nie jest do końca nieskazitelny. Tutaj każdy ma swoje wady i zalety. Największy łobuz ma chwile słabości, w których zbawia świat. A jednocześnie jego zachowanie nie przeczy wizerunkowi, jaki był nam znany do tej pory. Bo kto tu tak na prawdę jest tym złym?

9. Aktorzy - spece od castingów wywiązali się ze swojej roboty celująco. Kiedy widzę chemię pomiędzy Tricią Helfer a Jamesem Callisem, albo napięcie jakie iskrzy między Starbuckiem a Pułkownikiem wiem, że zawdzięczam to kunsztownemu aktorstwu.

10. Mary McDonnell - jej należą się szczególne brawa. Nominacje do Oskara nie były bezpodstawne. Niby niezłomna i szanująca ideały, a taka podstępna i przbiegła. A spojrzenie? Przecież ona wyraża jednym spojrzeniem więcej niż Kate w 150 odcinkach Star Treka swoim głosem.


Etykiety:

AddThis Social Bookmark Button AddThis Feed Button

Wpisz adres e-mail aby otrzymywać powiadomienia o nowych wpisach:

Delivered by FeedBurner